wtorek, 2 grudnia 2008

Wywiad dla DZIENNIKA POLSKIEGO 20 11 2008


Bawić, straszyć i wzruszać
Grupa Pudelsi powraca z nowym albumem „Madame Castro”. Rozmawialiśmy o nim z gitarzystą założycielem zespołu – Andrzejem „Pudlem” Bieniaszem.
- „Madame Castro” to druga płyta Pudelsów nagrana z nowym wokalistą – Szymonem Goldbergiem. Wydaje się, że tym razem udało mu się wyjść z cienia Maleńczuka.
- Szczerze powiedziawszy Szymon nie bardzo się tym przejmował. Nie znał Maleńczuka i nic sobie nie robił z porównywania go do niego. Oczywiście, to nie było nic przyjemnego, kiedy ciągle go pytano o Maleńczuka. Ale ponieważ jest bardzo dobrym wokalistą, dał sobie świetnie z tym radę. Dla nas ta wymiana okazała się korzystną opcją – z Szymonem owocnie się pracuje, on nikogo nie obraża po kilku kolejkach i jest pozytywnie nastawiony do ludzi.
- Ty i Franz Dreadhunter gracie ze sobą 25 lat, a Szymon dołączył do Waszej spółki dopiero niedawno. Czy dopuściliście go do tworzenia materiału na „Madame Castro”?
- Szymon jest w naszej spółce pełnoprawnym członkiem. Przede wszystkim świetnie śpiewa, współtworzy i pisze teksty, bierze również udział w tworzeniu muzyki oraz dba o plastyczną stronę naszych płyt. Jest wszechstronnie uzdolniony.
- Wasze nowe piosenki mają zdecydowanie poważny charakter. Znudziły się wam wygłupy?
Po pierwsze nigdy tego co robimy nie uważaliśmy za wygłupy- Tym razem jednak chcieliśmy zaatakować na poważnie. Niedobrze mi się robi, kiedy słyszę, jak o Pudelsach mówią, że to „kabaretowy” zespół. Niestety, przykleiła się do nas ta etykietka. A przecież piosenki Pudelsów są różnorodne, mogą zarówno bawić, jak i straszyć czy wzruszać.
- W porównaniu z Waszymi wcześniejszymi płytami, „Madame Castro” brzmi bardziej jednorodnie stylistycznie brzmieniowo.
- W 1999 roku odkryliśmy na płycie „Psychopop” własny styl Właśnie psychopop I kontynuujemy go z powodzeniem. Nagrywaliśmy płytę ponad rok. Mieliśmy więc czas, aby ją dopieścić i dopracować perfekto. Duża w tym zasługa ludzi, którzy produkowali ten materiał – Nastiego i Franza. Oraz muzyków zespółu i zaproszonych gości, którzy nas wsparli. Dysponowaliśmy dobrym sprzętem, w tym wieloma gitarami wzmacniaczem limitowanej edycji- vox ac30HW i efektami z najwyższej półki. Pieczołowicie dobieraliśmy instrumenty , bo chcieliśmy w pełni uwiarygodnić to, co gramy i nadać płycie ,,Madame Castro,, szlachetne , rasowe brzmienie .
- Po raz pierwszy od czasu współpracy z Korą sprzed dwudziestu lat, w piosence Pudelsów pojawia się kobiecy wokal Dziun. Skąd ten pomysł?
- Od początku planowaliśmy, aby w tym utworze zaśpiewała wokalistka. Szymon i Franz odkryli Dziun poszukując w internecie. To piękna dziewczyna, modelka, obdarzona ciepłym frapującym głosem .Przyjechała do Krakowa i nadała piosence ,,Będzie dobrze nam,, fajnego charakteru. Oprócz niej śpiewa na płycie również Justyna Motylska, która zostawiła na niej wokalizę w iście pinkfloydowym stylu ,w balladzie ,, Hiszpański temperament,,.
- Najbardziej psychodelicznym utworem na płycie jest „Gdyby ryby” z równie psychodelicznym tekstem... profesora Zina. Jak narodził się pomysł na to nagranie?
- Znałem profesora Zina przez najbliższą jego rodzinę od ponad 25 lat. I on obserwował Pudelsów, podsłuchiwał jak gramy. Od czasu „Czerwonego tanga” bardzo nas lubił. Umiał docenić ciekawie zestawione słowa. Dlatego dawałem mu swoje teksty do przeczytania. Po jego śmierci,która była wielką stratą dla Krakowa dowiedziałem się, że zostawił dla mnie wiersz z dedykacją „Dla profesora Pudla- Wiktor Zin” z adnotacją „Polonez”. Choć nie wyszedł nam z tego polonez, a raczej odjechana psychodelia, postanowiliśmy zgłosić „Gdyby ryby” na tegoroczny festiwal w Opolu. I nic – nikt się tym co Wiktor Zin miał do powiedzenia nie zainteresował . W odpowiedzi nagraliśmy piosenkę „Ty i ja bieguny dwa”,nadającą się na wszystkie festiwale organizowane w naszym kraju, która niestety nie trafiła na płytę, ponieważ była za mało „alternatywna” dla naszego wydawcy. Ale można ją posłuchać w Internecie.
- Czy „Miasto brzydnie” to Wasz rachunek wystawiony Krakowowi?
- To rachunek wystawiony przez Szymona. Kiedy zaczął z nami śpiewać, przeprowadził się z Gdyni do Krakowa i zaczął wsiąkać w tutejsze nocne życie. Mogło się to skończyć naprawdę źle. Kraków potrafi wciągnąć w czeluść – znam wielu ludzi, którzy choć deklarowali, że mają wszystko pod kontrolą, kończyli potem na leczeniu, samobójstwem, czy śmiercią. Całe szczęście Szymon wyrwał się z tego. Dziś znów mieszka pod Gdynią.
- A sam nie tęsknisz za Krakowem?
- Choć od 20 lat mieszkam w Krynicy ,jestem krakusem z krwi i kości, często bywam w Krakowie, bo mieszka tu mój 90-letni ojciec .No i tu jest studio ,,Czakram,, w którym nagrywamy wszystkie płyty. Najgorsza do przetrwania jest zima w Krakowie – ciężkie powietrze, wilgoć , szarzyzna, brud tak zwana ,,śląchwa,,. To może każdego zdołować. W Krynicy znalazłem spokój czystą wodę ,świeże powietrze i swoją wielką pasję – snowboard.
Rozmawiał Paweł Gzyl

Brak komentarzy: